sobota, 25 marca 2017

Trochę o zombie.

Hej, hej! Wpadła mi w rękę kolejna lektura. Zapraszam do czytania recenzji! ;)

Tytuł: Alicja w krainie zombi
Autor: Gena Showalter
Tłumaczenie: Jan Kabat
Tytuł oryginału: Alice in Zombieland
Główny bohater: Alicja "Ali" Bell

Przyznaję ze skruchą, że sięgnęłam po tę książkę głównie ze względu na tytuł. Ale to płytkie... Mimo wszystko nie zawiodłam się.

Aby wczuć się w klimat: Nagle zaczynasz widzieć potwory. Straszne i śmierdzące. Widzisz jak zabijają twoją rodzinę, potem przyjaciół. Musisz żyć w tym świecie. Czy zdobędziesz się na odwagę, by walczyć? Poznać tajemnice duchów?

Alicja - jasnowłosa dziewczyna o delikatnych rysach i bladej cerze, raczej samotniczka (głównie ze względu na rodziców) oraz dynamiczny, tchnący wręcz przemocą chłopak o czarnej czuprynie i fiołkowych oczach. Hej, widzę tu kontrast - mój ulubiony element każdej powieści. Jednak mają wspólną cechę - odwagę.

Szybko zakochałam się w świecie wykreowanym przez Genę. Całkiem sporo się działo 😉 Poza tym Cole ♡♡♡♡♡ Jedynym elementem, do którego mogę się przyczepić to: dlaczego jest tak mało widzących zombi dorosłych? A jeśli już jacyś są, to nie walczą, wysyłają uzbrojonych nastolatków?

Oryginalną powieść - "Alicja w krainie czarów" - czytałam, gdy byłam mała, ale wydaje mi się, że w dziele Geny Showalter nie było zbyt dużo nawiązań. Owszem - imię głównej bohaterki, motyw królika, ale nie doszukałam się niczego więcej.

Kocham tę książkę także za wszystkie postacie. Nie można powiedzieć, że ktoś w tym świecie jest tylko dobry, albo tylko zły. Każda osoba ma zarówno dobre, jak złe cechy.

"Jestem dyrektorką. Doktor Wright. I niech ci się nie wydaje, że ujdzie ci na sucho, jeśli będziesz mnie nazywać panią Wright, Wright albo panią. Zasłużyłam na swój tytuł i będziesz się nim posługiwać. Zrozumiano?"

Tak na marginesie - Wright to niezła wiedźma.

"Z wrzaskiem zeskoczyła ze swojej bieżni i rzuciła się na mnie. Runęłyśmy na podłogę (...). Walnęłam głową o beton i przed oczami zamigotały mi gwiazdy. Smutne, że moją pierwszą myślą było: "Dzięki Bogu, nie jesteśmy już na bieżni!"

Trochę ją rozumiem - też nie lubię biegać.

 Uwaga! Nie zabijecie zombi tak normalnie (jakkolwiek to rozumiecie). W tej powieści zostały one przedstawione nieco inaczej niż zazwyczaj. Nie są nieumarłymi, rozkładającymi się ciałami. Tutaj to dusze, czy raczej duchy, które unicestwić można tylko w sferze duchowej. Oczywiście towarzyszy im nieodłączny zapach rozkładu. Gena postarała się o wiele wątków fantasy, m.in. mój ulubiony - możliwość opuszczenia swojego ciała.

 "Żar, który we mnie buzował, przerodził się w przenikliwy chłód. (...) nagle poczułam się lżejsza, swobodniejsza, mój bieg wydał się pewniejszy. Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam swoje ciało zastygłe w miejscu, jedna stopa przed drugą, jakbym znieruchomiała w pół kroku."

 Super, prawda?

Myślę, że można pisać jeszcze wiele, wiele więcej o tej książce, ale nie chcę przynudzać. Gatunkowo jest to coś na pograniczu romansu i fantasy, zresztą nie bardzo się na tym znam. W każdym razie sądzę, że mogę tę powieść śmiało polecić. Już poluję na drugą część, więc do zobaczenia (przeczytania) w następnej recenzji!

PS. Jeśli już tu jesteś to wiedz, że jestem z Ciebie dumna. 😋

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz