piątek, 26 maja 2017

Błękit Szafiru

Tytuł: Błękit Szafiru
Autor: Kerstin Gier
Cykl: Trylogia Czasu
Tom: II
Tłumaczenie: Agata Janiszewska
Tytuł oryginału: Saphirblau. Liebe geht dur alle Zeiten
Główny bohater: Gwendolyn Shepherd

Bardzo trudno jest rozdzielić "Czerwień Rubinu" i "Błękit Szafiru". Druga część "Trylogii Czasu" zaczyna się dokładnie w miejscu, gdzie skończyła się pierwsza (taki trochę spojler: na pocałunku Gwendolyn i Gideona). Szczerze mówiąc autorka musiała kochać imiona i nazwiska zaczynające się na literę "G", bo jest ich w powieści cała masa.

"Błękit Szafiru" podobał mi się trochę bardziej niż pierwszy tom. Pojawił się też Xemerius, demon-gargulec, dzięki któremu powieść nabrała jeszcze weselszych barw. Książkę przeczytałam bardzo szybko, akurat miałam trochę wolnego czasu i, podobnie jak poprzednią częścią, jestem nią oczarowana. Razem z bohaterami przeżywałam całą historię, w najwyższym skupieniu śledziłam ich losy. Muszę ostatecznie uznać tę powieść za jedną z moich ulubionych. Mimo to nie mogę dokładnie określić dlaczego.

"To jest niestety niezaprzeczalna prawda, że zdrowy rozsądek cierpi tam, gdzie do gry wkracza miłość."

Książkę wydano całe sześć lat temu (2011r.), ale nie traci takiej swoistej świeżości. W końcu tematu podróży w czasie nie można uznać za łatwy. Poza tym dzięki "Błękitowi Szafiru" znów zaczęłam słuchać Linkin Parku i dowiedziałam się kim jest Bon Jovi.

Tak patrząc z lekkiego oddalenia myślę, że autorka zbytnio rozciągnęła fabułę. W końcu akcja dwóch ok. 350 stronicowych książek trwa zaledwie tydzień. Tak czy inaczej przyznaję, że nic w tej powieści nie jest oczywiste. Pamiętajcie - jeśli myślicie, że coś się wydarzy, może stać się dokładnie odwrotnie!

Tuż po jej przeczytaniu złapałam książkowego kaca, ale na szczęście mogłam od razu sięgnąć do następnego tomu. Czasem trudno było pojąć część faktów dotyczących podróży, ale pomimo tego książkę można zaliczyć do tych, które czyta się bardzo lekko i z przyjemnością.

"Broń, z którą człowiek nie umie się obchodzić, zostaje z reguły użyta przeciw niemu."

Jeśli chodzi o bohaterów, to Kerstin Gier osiągnęła niezaprzeczalny sukces. Od razu znielubiłam (jeśli takie słowo w ogóle istnieje) ciotkę Glendę i Charlottę. Myślę, że to byłoby takie małe zwycięstwo autorki, bo przedstawiła je raczej w niekorzystnym świetle. Wyjątkiem jest lady Arista, która z jednej strony wydaje się być apodyktyczną matroną, ale z drugiej, mam przeczucie, że nie zawsze taka była.

Przy okazji jeszcze link do filmu na podstawie "Błękitu Szafiru":  https://www.cda.pl/video/2125760a

 I jeszcze przypominam, że wydawnictwo Media Rodzina wydaje "Trylogię Czasu" w nowych okładkach! Pierwszy tom ukaże się w księgarniach lada dzień, natomiast premiery "Błękitu Szafiru" i "Zieleni Szmaragdu" zaplanowano na wrzesień.

Jeśli jeszcze nie udało Ci się dorwać tej powieści, to już niedługo będzie okazja. Przeczytaj, bo warto!

czwartek, 11 maja 2017

Czerwień Rubinu

Tytuł: Czerwień Rubinu
Autor: Kerstin Gier
Cykl: Trylogia Czasu
Tom: I
Tłumaczenie: Agata Janiszewska
Tytuł oryginału: Rubinrot
Główny bohater: Gwendolyn Shepherd

Bardzo długo starałam się dostać w swoje, bądź co bądź łase na książki łapki, ten egzemplarz. I to jeszcze w starej wersji okładki. Po mozolnych poszukiwaniach i wielokrotnym sprawdzeniu bibliotecznych półek... jest!

Oczywiście według mnie książka jest świetna. Utrzymana w humorystycznym tonie zachwyca barwnym światem i genialnymi bohaterami. Jeśli chodzi o skojarzenia to ciotka Glenda przypomina mi panią Dursley z Harrego Pottera, a w pewnych momentach Gwendolyn - Bellę Swan (jeśli ktoś nie lubi Zmierzchu, to niech zapomni o tym porównaniu😉).

"Rubin to początek, lecz i zakończenie."

Moją ulubioną żeńską postacią jest, oprócz Gwendolyn, Leslie. Trzeba przyznać, że jest świetną przyjaciółką. Skorą do pomocy w każdej sytuacji i zdolną uwierzyć młodej Shepherd nawet, gdy to, co mówi wydaje się nieprawdopodobne. Co do męskich bohaterów pewnie nikogo nie zaskoczę faworyzując Gideona, chociaż z początku myślałam, że jest okropnym zarozumialcem.

Jak wiadomo, na podstawie książki nakręcony jest film, którego co prawda jeszcze nie widziałam, ale mam zamiar zerknąć w wolnej chwili. Jeśli ktoś chce link:  https://www.cda.pl/video/212035bc

"Co było gorsze? Zwariować czy naprawdę podróżować w czasie? Chyba to drugie, pomyślałam. Na to pierwsze pewnie można brać jakieś tabletki."

Co ciekawe, Kirsten Gier jest Niemką, akcja książki dzieje się w Anglii, a nazwiska, które tam spotkacie w większości są francuskie. Tak więc znajdziemy tu bardzo ciekawe zestawienia. Wydaje się, że autorce wcale nie przeszkadza inna narodowość. Wręcz przeciwnie: można podziwiać jej rozeznanie zarówno w geografii, jak i historii czy kulturze Wielkiej Brytanii.

Mam nadzieję, że się ze mną zgodzicie, gdy powiem, że "Czerwień Rubinu" w dość prostych słowach ujmuje i tłumaczy to, co tak na prawdę jest trudne do zrozumienia. Cała sprawa z przeskokami w czasie wydawała mi się z początku okropnie zagmatwana, ale z biegiem wydarzeń powieść rozwiała większość z moich wątpliwości.

"Nie bójcie się, opętani ezoteryczną manią pseudonaukowcy i fanatyczni wielbiciele tajemnic nie gryzą."

 Dodatkowo w książce znajdziemy kilka ciekawych wykresów, bo musicie wiedzieć, że do każdego z podróżników w czasie dopasowany jest rodzaj kamienia szlachetnego, dźwięk, a także zwierzę, odpowiednik alchemiczny oraz drzewo np. Gwendolyn to rubin, G, kruk, projectio, brzoza; a Gideon - diament, Fis, lew, multiplicatio, cis.

Podsumowując, "Czerwień Rubinu", jako książkę ciekawą, pełną humorystycznych fragmentów oraz barwnej, oryginalnej fabuły, mogę polecić każdemu, kto chce znaleźć cykl, który go wciągnie. Po przeczytaniu pierwszej części po prostu nie sposób odłożyć ją na półkę i powrócić do rzeczywistości. Kerstin Gier postarała się, aby zagubić nas w czasie razem z bohaterami.


 Pewnie powinnam teraz uczyć się do kolejnego nawału testów, ale nie mogę się zmusić, aby odłożyć drugą część "Trylogii Czasu". Powiem tylko, że za niedługo możecie się spodziewać kolejnej recenzji. 

czwartek, 4 maja 2017

Klątwa tygrysa

Tytuł: Klątwa tygrysa
Autor: Coleen Houck
Tłumaczenie: Martyna Tomczak
Tytuł oryginału: Tiger's Curse
Główny bohater: Kelsey Hayes


 Pewnego dnia wybrałam się do biblioteki. Przeglądając półki wiedziałam, że znajdę coś ciekawego. Rzeczywiście - wyszłam stamtąd objuczona nowymi lekturami, niosąc wśród nich "Klątwę tygrysa". Czarująca okładka (chociaż wydaje mi się, że zwierzę jest trochę takie... chude), utrzymana w spokojnych barwach od błękitu i bieli po czerń i granat.

Powieść opowiada o młodej dziewczynie imieniem Kelsey, która znajduje dorywczą, wakacyjną pracę w cyrku Maurizio. Tam też poznaje tygrysa Dhirena. Wkrótce nawiązuje przyjaźnie z innymi pracownikami. Pewnego dnia, gdy staż Kelsey obiega końca, w cyrku zjawia się starszy mężczyzna. Przedstawia się jako Amik Kadam. Proponuje dziewczynie pracę jako opiekun tygrysa Dhirena, którego właśnie odkupił od właściciela cyrku Maurizio.
Wkrótce lecą już razem do Indii. Dziewczyna odczuwa lekkie zdziwienie, gdy otrzymuje od Kadama plecak wypełniony prowiantem. A zdziwienie wzrasta ekstremalnie, kiedy odkrywa, że mężczyzna porzucił ją wraz z tygrysem na środku zupełnie nieznanej jej ziemi. Kelsey podążając za Dhirenem idzie przez dżunglę. Ostatecznie docierają do domu pustelnika, gdzie dziewczyna dowiaduje się, iż zwierzę jest zaczarowanym księciem, a ona może złamać klątwę. Co dalej? Dowiecie się czytając.

Jeśli mam być szczera (a będę),to czegoś mi w tej książce brakowało. Sama nie wiem czego. Poza tym główna bohaterka strasznie mnie irytowała. Czasem musiałam odłożyć powieść, żeby nie nagadać jej do słuchu. Głównie zastanawiałam się nad tym, dlaczego tak po prostu zgodziła się na podróż do Indii. Sama, nie licząc jakiegoś dopiero co poznanego mężczyzny. A potem dziwi się, że ktoś zostawił ją na pastwę losu...

Podczas czytania czułam się tak orientalnie - no, wiecie... bambusy, tygrysy, Indie i w ogóle. Myślę, że plusem "Klątwy tygrysa" są ciekawe opisy. Ciągłego tekstu jest tu znacznie więcej niż dialogów. Musicie wiedzieć, iż nie przepadam za długimi
charakterystykami miejsc czy też postaci, ale przyznaję, że w tej powieści przeczytałam je bez większej ilości negatywnych uwag.

Autorce należy się medal za świetną koncepcję. Nieczęsto spotyka się fantastykę w tak orientalnym klimacie. Znalazłam wywiad z autorką i okazało się, że Indie nie były jej pierwotnym zamysłem. "W planach miałam umieścić fabułę książki w Rosji, ponieważ myślałam, że to stamtąd pochodzą białe tygrysy, ale kiedy trochę poszukałam, odkryłam, że białe tygrysy z Rosji tak naprawdę pochodzą od maluchów schwytanych w Indiach i właśnie wtedy postanowiłam, że to tam będzie działa się akcja mojej książki" - mówiła Houck.

Gdyby ktoś chciał posłuchać jakiejś muzyczki, to ta piosenka Katy Perry ma taki hinduski klimat 😋😉



Podsumowując: jeśli szukasz powieści która stanowi połączenie legend o starożytnych, orientalnych bóstwach oraz romantycznej historii rodem z baśni, to "Klątwa tygrysa" jest właśnie dla Ciebie!